"Not 'til I can read by the moon
I'm not going anywhere
Not 'til I can read by the moon"*
I'm not going anywhere
Not 'til I can read by the moon"*
Zitajta!
No i nie wiem co napisać. Dlatego... hmm... To ja może od początku. Podopieczny nie chce dać się namówić na partię w Necromendę, a jego stary (czyt. ja) jest napalony jak dzik na trufle (czy ja wcześniej nie użyłem tego stwierdzenia?). Pozostaję męczyć Geppet`a. Dołączyłem do grupy na "fejsa", specjalnie zakładałem konto po to, żeby uzyskać odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań odnośnie zasad. Wszystko wygląda teraz spójnie i zasady prezentują się dobrze, chociaż mam pewne obawy, że drużyna ucieknie z pola walki za szybko.
Trochę mnie ta zasada drażni i dziwi zarazem. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Przyjeżdża z daleka, z drugiego końca galaktyki taki sam maniak jak Wy. Pieczołowicie przygotował i pomalował swoje figurki. Specjalna, droga skrzynia z tytanu (w końcu lot przez kosmos bywa niebezpieczny) do przechowywania swoich małych żołnierzyków. Te kostki z logo - już taniej było wykuć je samemu. Potem co najmniej godzina przygotowań. Przestawiacie stół, wyciągacie z piwnicy elementy makiety. Na twarzy towarzyszy Ci dokładnie ten sam uśmiech, kiedy odbierałeś na komunię od rodziców Pegasusa ze Złotą Piątką. Wybieracie na pałę scenariusz, albo i nie, bo tak naprawdę nie możecie doczekać się pierwszej wspólnej rozgrywki. Chuchacie w dłonie, chociaż w domu przyjemnie ciepło, i rozpoczynacie grę. Szybka piłka, skuteczne trafienie w Twojego Gangera. Machasz ręką niedbale i posyłasz spokojny uśmiech, a w myślach cedzisz bluzgi i narzekasz na farta kolegi. Rzut na kapitulację. Oczywiście nieudany. Nic to - myślisz krótko i puszczasz oczko, a na skroni widać już pierwszą krople potu. Wybierasz herszta, bo ma najwyższe umiejętności, jeśli gość zda test, to wszyscy w promieniu 12 cali od niego automatycznie też zdają. Kolejny rzut, tym razem rzut życia (test na opanowanie). I teraz można puścić piosenkę o oczach, o tych zielonych, może być nawet Pan Zenek. I przez jedne oczy można oszaleć i przez te drugie. O c z y w ę ż a. Jak to napisane było w zasadach? Aaaa... na potrzeby scenariusza uznaje się, że model zostaje usunięty z gry. Dalej to się już wszystko sypie jak domek z kart. Przed aktywacją ludzika zawsze sprawdzamy opanowanie, co prędzej czy później oznacza danie drapaka. Więcej rozkładania jak grania. Spoko. Dramatyzuję, bo: gra na większą liczbę modeli ten efekt uwalnia dopiero później, więcej naszych ludzików musi zginąć, bądź być poważnie rannym. Niektóre scenariusze zakładają, że obrońcy/atakujący nie muszą wykonywać testu na kapitulację. Kurde, po prostu ta zasada mnie trochę straszy, bo może dość szybko runąć cała gra. Lider to lider, wiadomo, musi być the beściakiem. Ale żeby aż tak uzależnić grę od niego?
Czas pokaże, bo to moje teoretyzowanie. Same rozgrywki pokażą czy obawy były słuszne.
O co chodzi z tą rzepą? Bo ja już pomalowałem całą drużynę! Calusieńką! Rodzina w komplecie, teraz mogą wziąć udział w popularnym teleturnieje, gdzie żart ostry jak brzytwa. Jak zwykle przepraszam za zdjęcia. Nadal mi nie wychodzi, dlatego pokazuję trzy foty, może któraś trafi w Twoje gusta?
*Elbow - Fugitive Motel
Trochę mnie ta zasada drażni i dziwi zarazem. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Przyjeżdża z daleka, z drugiego końca galaktyki taki sam maniak jak Wy. Pieczołowicie przygotował i pomalował swoje figurki. Specjalna, droga skrzynia z tytanu (w końcu lot przez kosmos bywa niebezpieczny) do przechowywania swoich małych żołnierzyków. Te kostki z logo - już taniej było wykuć je samemu. Potem co najmniej godzina przygotowań. Przestawiacie stół, wyciągacie z piwnicy elementy makiety. Na twarzy towarzyszy Ci dokładnie ten sam uśmiech, kiedy odbierałeś na komunię od rodziców Pegasusa ze Złotą Piątką. Wybieracie na pałę scenariusz, albo i nie, bo tak naprawdę nie możecie doczekać się pierwszej wspólnej rozgrywki. Chuchacie w dłonie, chociaż w domu przyjemnie ciepło, i rozpoczynacie grę. Szybka piłka, skuteczne trafienie w Twojego Gangera. Machasz ręką niedbale i posyłasz spokojny uśmiech, a w myślach cedzisz bluzgi i narzekasz na farta kolegi. Rzut na kapitulację. Oczywiście nieudany. Nic to - myślisz krótko i puszczasz oczko, a na skroni widać już pierwszą krople potu. Wybierasz herszta, bo ma najwyższe umiejętności, jeśli gość zda test, to wszyscy w promieniu 12 cali od niego automatycznie też zdają. Kolejny rzut, tym razem rzut życia (test na opanowanie). I teraz można puścić piosenkę o oczach, o tych zielonych, może być nawet Pan Zenek. I przez jedne oczy można oszaleć i przez te drugie. O c z y w ę ż a. Jak to napisane było w zasadach? Aaaa... na potrzeby scenariusza uznaje się, że model zostaje usunięty z gry. Dalej to się już wszystko sypie jak domek z kart. Przed aktywacją ludzika zawsze sprawdzamy opanowanie, co prędzej czy później oznacza danie drapaka. Więcej rozkładania jak grania. Spoko. Dramatyzuję, bo: gra na większą liczbę modeli ten efekt uwalnia dopiero później, więcej naszych ludzików musi zginąć, bądź być poważnie rannym. Niektóre scenariusze zakładają, że obrońcy/atakujący nie muszą wykonywać testu na kapitulację. Kurde, po prostu ta zasada mnie trochę straszy, bo może dość szybko runąć cała gra. Lider to lider, wiadomo, musi być the beściakiem. Ale żeby aż tak uzależnić grę od niego?
Czas pokaże, bo to moje teoretyzowanie. Same rozgrywki pokażą czy obawy były słuszne.
O co chodzi z tą rzepą? Bo ja już pomalowałem całą drużynę! Calusieńką! Rodzina w komplecie, teraz mogą wziąć udział w popularnym teleturnieje, gdzie żart ostry jak brzytwa. Jak zwykle przepraszam za zdjęcia. Nadal mi nie wychodzi, dlatego pokazuję trzy foty, może któraś trafi w Twoje gusta?
Drobny retusz |
Niech ciągną rzepę!
*Elbow - Fugitive Motel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz