środa, 6 września 2017

Zieloni brzydale

No don't give up on me
Wait it's not what it seems
Now we can stop this tragedy
It's back to the start
(Yeah, yeah)
And we're falling apart
(Yeah, yeah)*


Zitajta!


Prawdziwy mężczyzna musi zasadzić drzewo, postawić dom i spłodzić syna.
Parafrazując to słynne porzekadło, i dostosowując do naszego hobby, tak o to rzeknę:
Prawdziwy "malarz" musi pomalować: kosmicznego marines, szkieletora i orka.
Akurat udało mi się pomalować swojego pierwszego "zielonego", a w zasadzie to
pięciu wojowników.




Często w moich postach nagminnie narzekam na jakość swojego malowania.
Oczywiście należy owe marudzenie traktować z (lekkim) przymrużeniem oka. Moi poszkodowani
prezentują się zdecydowanie lepiej od "szarej masy" (czyt. niepomalowanych figurek).
Nawet Geppeto stwierdził, że pomalowana armia, to jednak co innego niż golasy. Do tego należy
dodać, że zdjęcia nie odzwierciedlają w 100% rzeczywistości. Nie mam zamiaru się
przechwalać, bo nadal nie śmiem się porównywać do największych tuzów z naszej blogosfery.
Ale zieloni topornicy produkcji Mantic pokonali mnie z hukiem. Poległem.
Przekonałem się na własnej skórze, jak ważne jest to, co malujesz. Ba, i jaki masz do tego
stosunek (czysto) emocjonalny. Przestałem lubić swoich orków za... zbroję której nie potrafię
pomalować. Część z nich nosi na garbie dziwną narzutę (pled?), do tego tu i ówdzie noszą
kawałki blachy. A może to coś innego? Szkoda też, że tak mało jest odkrytego ciała. Bardzo
chciałem pomalować orcze mięśnie i wypróbować sposób pana Duncaca z filmów instruktażowych.
Ich kończyny są bardzo chudziutkie, dlatego użyłem tylko jednego koloru. Zresztą, nie mam
zamiaru siedzieć nad tymi figurkami sporo czasu. A zostało mi do pomalowania jeszcze
piętnastu skur***! Mam cichą nadzieję, że orkowie na dzikach przysporzą mi więcej frajdy.
Muszę jednak skończyć zieloną bandę, bo do gry będzie mogła włączyć się trzecia osoba.
Liczę po cichu, że mój podopieczny zagra z nami bitwę - bardzo ciekawi mnie walka w której
udział weźmiemy wszyscy trzej. Orkowie na pewno przydadzą się do AoS Skirmish. Także
muszę przestać użalać się i zwyczajnie ruszyć z kopyta. Bądź co bądź nadal jeszcze
szlifuje swoje umiejętności, dlatego warto uczyć się nawet na brzydkich figurkach.


Orki czy orkowie?


Swoją drogą, strzelił we mnie piorun - tym razem z ciemnego nieba. I dopadła mnie taka myśl.
Skąd właściwie wzięli się zielonoskórzy? Kto ich wymyślił, kto stworzył? Oczywiście jak
wpiszemy w Wikipedię, to dowiemy się, że oto już starożytni Grecy... ble, ble, ble.
Zostawmy filozofów i ich wierzenia w spokoju. W starych grach (papierowych i komputerowych)
RPG wszelkiej maści możemy spotkać orków na pęczki. Moja pierwsza myśl padła jednak na
mistrza Tolkiena, a nie na strategie komputerową Warcraft. Nie pomyliłem się, mistrz stworzył
rasę i nadał jej kształt - sam czerpał pomysły z wszelkich legend, baśń czy mitów. Dlatego
podejrzewam, że gdzieś natknął się na orków. Posolił, dodał kilka przypraw i sam ugotował
danie, które często serwuje się po dziś dzień. "Hobbita" i "Władcę Pierścienia" czytałem
dawno temu, ale pamiętam, że wbrew pozorom nie należeli do "chłopców do bicia". Spotkanie
bandy orków kończyło się katastrofą - o ile nie postanowiłeś uciekać gdzie pieprz rośnie.
Rasa bezwzględna, silna i przede wszystkim dzika. Mścili swoich hersztów, nie popuszczali
nikomu. Dziś ten obraz został przerysowany, trochę w innym kierunku. Orkowie to często
pierwsi przeciwnicy na sesjach RPG, pierwsi bossowie w cRPG'ach. Dostają niemiłosierne
baty, nawet większa wataha za wiele nie pomoże. Zginął po drodze strach który wzbudzali.
Została tylko nadludzka siła. Ktoś dosypał im do głowy worek trocin i zrobił głupich
wojowników. Chłopaki z Nottingham dołożyli swoje trzy grosze, dodając kilka swoich
składników. I tak powstali szaleni, nietuzinkowi orkowie - zwłaszcza Ci z 40 millenium.



Wiele dobrych książek, bajek i gier nie mogłoby powstać, gdyby mistrz nie rozpowszechnił
dzików orków na kartach swoich powieści. Chłopaki na dobre zakorzenili się w szeroko
rozumianej popkulturze. Żaden pełnokrwisty RPG nie może się obyć bez zatłuczenia choćby
jednego orka. Kto wie, może już ktoś pisze prace magisterską na ich temat?
Orkowie będą nam długo i często towarzyszyć, nie tylko w naszym hobby. Usiedli mocno
na swoich zielonych tyłkach i nie mają zamiaru nas opuszczać. Nikt ich stamtąd nie
wykurzy, a na pewno nie siłą.




4 komentarze:

  1. Fajne przemyślenia na temat orków, streszczone przez jedną kartę do "Munchkina". To że figurki mantica nie nadają się do malowania, to żadna nowość. Tych na zdjęciach zanurzyłbym w bejcy, następnie psiknął matowym lakierem, i patrzył na nich z odległości ramienia. Powinni dać radę:) A przede mną dopiero zostanie prawdziwym malarzem... jakoś nigdy ork nie trafił w moje ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie umiem ich malować, to wyszedłem z założenia, że sobie "pofilozofuje". W Munchkina nie grałem, bo brak trzeciej osoby. Orka trzeba pomalować - bądź mężczyzną!

      Usuń
  2. Kolory bazowe nałożone starannie, więc jest dobrze i masz bazę do ew. dalszych prac. Nie ma się co zniechęcać, poeksperymentuj na nich.

    Zgadzam się z Gervazem. Bejca albo nawet strong tone wash bardzo dużo im doda. Nie bój się także brudzić dużych jasnych powierzchni jak te tarcze - weź kawałem gąbki z blistra i odrobiną ciemnej farby "postempluj" tarczę symulując otarcia i obicia. Kilka zwykłych ciemnych kresek może udawać rysy po ciosach. Zanurz pędzel z rozwodnionym jasnym brązowym, wytrzyj większość a resztą delikatnie "przesmyraj" dolna połowę tarczy dwa, trzy razy - wyjdzie fajny bród. Prost sposoby na ciekawe i ubogacające efekty.

    Ciekawy tekst.

    OdpowiedzUsuń