poniedziałek, 24 października 2016

Wstępniak!



"...Jeśli się znamy, to trzeba po pierwsze powiedzieć: "Dzień dobry". Zwyczajne, proste
"dzień dobry". Potem można się pytać o różne inne  rzeczy.  A nie od razu  wykrzykiwać:
"O, idzie siwy! Ten ch*j od Laskowika!".*

Dzień dobry!

Nazywam  się Krzysztof (zwany dalej myszkoofem) i  mieszkam w Ostrołęce - mieście pełnym
seksu, pieniędzy i  przemocy (kolejność nieprzypadkowa!). Postanowiłem   złamać   swoje
przyrzeczenie i założyć  bloga (ciekawe czy w ogóle ktoś to przeczyta?). Tematyka będzie
się kręcić  wokół  gier  figurkowych, aczkolwiek nie  zamierzam  się  trzymać   sztywno  
wytyczonych ram i norm.

Wróćmy do figurek, kiedy to wszystko się zaczęło?


Pamiętam, to były lata szczenięce (szkolne). Braciak (zwany dalej Geppetem)  pokazał
mi artykuł w Secret Service o Warhammerze Fantasy Battle. I muszę się przyznać,  że była
to miłość od pierwszego wejrzenia. Ten świat, te  figurki, ahhh...  nie jeden  dał  się
wciągnąć niczym kamień  w wodę. Ale  namówienie  rodziców na kupno plastikowych figurek
za  kilka stówek -  to była  bariera  nie do przeskoczenia.  Nawet patrząc dzisiaj, można 
śmiało powiedzieć, że nie jest to  hobby dla każdego.  Sklejanie, a zwłaszcza malowanie,
to druga para kaloszy którą trzeba wziąć pod uwagę. Zostawmy to, wróćmy do przełomu  lat
2003/2004. Właśnie wtedy, pod koniec  grudnia 2003 roku kupiłem zestaw startowy do Mage
Knighta 2.0. Wybór nie był przypadkowy, za (jeśli dobrze pamiętam) około 100 zł nabywamy
starter dla dwóch graczy. Dostajemy wszystko co potrzebne: kostki,  miarkę,  instrukcje,
no i same figurki. Gra miała jedną zaletę - dla innych to czysta profanacja -  mianowicie
figurki były pomalowane i sklejone. Wystarczy tylko przeczytać rulesy  i zapoznać się z
umiejętnościami poszczególnych figurek i voila, można się naparzać po  tłustych gębach.
Aha, cholera jasna, zapomniał bym najważniejszego, jest coś, co wyróżnia Mage Knighta  na
tle innych bitewniaków. Obracana podstawka (ponoć opatentowana!) na której zawarte
są wszystkie statystyki naszej postaci jak: atak, obrona, ruch, umiejętności, zadane obrażenia itd.
Jeśli  nasz bohater otrzyma np. trzy obrażenia, będziemy musieli obrócić ową podstawkę o trzy "kliki",
a  co za  tym idzie -  większość  parametrów  idzie  w dół. Tracimy  potrzebne skille,  rzadko
zyskując nowe. Szkoda, że gra nie przetrwała próby czasy, chociaż sam patent z podstawką
został do dzisiaj - HeroClix żyje! Batman, Hulk i  Ironman bardziej kręcą
młodzież niż ogry, gobliny i inne trolle bagienne? Może to wina słabej promocji? Trudno
odpowiedzieć na te pytania. Grała miała wiele zalet: niski  próg wejścia, dodatki  (jak
Dark Riders - dostajemy figurkę  jeźdźca),  pomalowane i  złożone  figsy (proszę się nie 
śmiać!), proste i szybkie zasady w języku polskim, kilka  patentów jak karty   pogody czy
karty przedmiotów (magiczne miecze, różdżki etc.). Kiedyś napiszę recenzje tego systemu
i poproszę także Geppeta o jego ocenę (liczę na Ciebie!).

Po nastu  latach powracam  do szczenięcych marzeń, kupuję  starter - Storm of Sigmar - do
pełnoprawnego  bitewniaka. Dlaczego stawiam na GW i ich kontrowersyjnego systemu  Age
of Sigmar? O tym w kolejnym tekście!

Pozdrawiam i do zobaczyska!

* Cytat pochodzi z książki "Niestety wszyscy się znamy".
  Anna Karolina Kłys, Bohdan Smoleń. Wydawnictwo  Otwarte, 2011 rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz