czwartek, 13 września 2018

Twierdza Boyen

"Beat dark, beat cold
(So conflicted)
No hand to hold
(Heart constricted)
Dark knight bright soul
(We're addicted)
No room here for the bold"*

Zitajta!


Do ostatniej chwili ważyły się losy wyjazdu, ale ostatecznie udało się nam pojechać w niedzielę do twierdzy Boyen pod Giżyckiem. W dniach 7-9 września odbywał się tam Festiwal Fantastyki Twierdza. To już czwarta edycja tej imprezy, ale ja na niej byłem pierwszy raz (i mam nadzieję, że nie ostatni). Bardzo polecam chociażby przejażdżkę w tamte strony, urozmaicona rzeźba terenu cieszy oko, a soczysta zieleń potrafi ukoić i pocieszyć nasze skołatane serce. Do wyżej wymienionego miejsca warto było się wybrać z dwóch powodów. Raz, samą twierdze warto zobaczyć, bo zachowała się w całości - nigdy nie została zdobyta. Dwa, że właśnie odbywał się festiwal fantastyki. Sam program był bardzo bogaty, byli pisarze, były sesje rpg czy larp. Nam niestety przypadł zwiedzania dzień ostatni, także nie byłem pewny ile atrakcji zostało, a ile się zmyło. Po opłaceniu wejściówki (dzieci do 10 lat wchodzą za darmo) przywitały nas stragany. Można były kupić kilka ciekawych gadżetów. Oczywiście szukałem wzrokiem figurek i wszystkiego co było z nimi związane, niestety nic nie znalazłem. Chociaż po cichu liczyłem, że uzupełnię swój warsztat kilkoma farbkami, a i może uda się zamienić kilka słów i ewentualnie otrzymać cenną poradę. Szybko odszukaliśmy wioskę fantasy, akurat trwała na polanie walka między dobrem a złem. Oczywiście zdążyliśmy na napisy końcowe. 




I rozpoczęła się ciężka wędrówka po terenie twierdzy. Przyznać w tym momencie trzeba, że nam zaimponowała swoją wielkością i wyglądem. Można było się pogubić co jest czym. Na szczęście miałem pod ręka Zająca, czyli człowiek Discovery. Opowiadał sporo ciekawostek na temat zabudowań, dlatego pan przewodnik był zbędny. Dla przeciętnego zjadacza chleba sporo rzeczy może umknąć uwadze, ale fan wojenki powinien być usatysfakcjonowany. Tym bardziej, że do wielu budynków można wejść bez obawy, że na łeb spadnie nam cegła z tamtego wieku. Warto założyć dobre obuwie, umiejętność wspinaczki też się może przydać dla bardziej odważnych. Sporo różnych nasypów czy wałów zrobionych było po to, żeby przeciwnik miał utrudnione zadanie. Wejść ze sprzętem na plecach pod ciężkim ostrzałem nie było na pewno przyjemną rzeczą. Nawet jeśli komuś się udało, to wiedział że czeka go znowu taka sama przeprawa. Teraz wszystko zostało zarośnięte, wszędzie rosną drzewa, krzewy i trawy. Wcześniej było goło (i nie wesoło), strzelec miał na dłoni delikwenta, nie było się gdzie schować. W między czasie zjedliśmy miskę kaszy z dziczyzną (mięso było prawdziwe) i wypiliśmy małe piwko. Wróciliśmy na sam początek, akurat niedaleko znajdował się budynek o dźwięcznym tytule GAMES ROOM. Udałem się tam z lekkim biciem serca. Było kilka pokoi, z jednego właśnie wysypywali się ludzie. Chyba odbywał się tam turniej, podejrzewam że jakiejś gry planszowej. W owym pokoju właśnie można było wypożyczyć grę, usiąść przy stole i zagrać ze znajomymi, animatorzy służyli pomocą. Niestety znowu nie znalazłem nikogo kto by przesuwał po stole pomalowane ludziki. Szkoda... musiałem wrócić ze spuszczoną głową. Pozostało nam już tylko dalsze zwiedzanie pozostałych obiektów, godzina 16 już się zbliżała, a ta zwiastowała koniec wszystkiego. Straganiarze i inni zaczęli powoli się zmywać. My jeszcze podróżowaliśmy, znaleźliśmy amfiteatr, muzeum i laboratorium prochowe. Zając wytłumaczył nam, że przylegający wał został specjalnie zaprojektowany, żeby siła wybuchu została stłumiona i wyrzucona w ten sposób, aby wyrządzić jak najmniejsze szkody pozostałym, np. pobliskim działom. Proch był produkowany na bieżąco i dostarczany bezpośrednio dla ekipy obsługującej działo. Z tym magicznym proszkiem nie było żartów.

Twierdza Boyen to ciekawa lekcja historii i majstersztyk ówczesnej techniki i myśli człowieka. Zlepek różnych patentów i rozwiązań zostało właśnie tam zaaplikowanych. Położenie fortecy, między dwoma wielkimi jeziorami utrudniała (o ile było to możliwe) jej obejście. Fajnie było to wszystko zobaczyć na oczy. Samej fantastyki było mało, oczywiście gdzieś tam w tle odbywały się prelekcje czy sesje rpg. Spotkania z autorami czy koncerty były w piątek i sobotę, a w niedzielę zostały niedobitki.
Spojrzałem właśnie dokładniej na program imprezy i zdecydowanie w sobotę było najbardziej cool. Na koniec kilka zdjęć, ale w Internecie znajdziecie tego znacznie więcej. Przegapiłem turniej w Mario Kart 64 i w Tetrisa!
Jeśli lubisz zieloną przestrzeń i nie masz klaustrofobii, nie obca Ci wędrówka "pod górkę", to zapraszam do zwiedzenia twierdzy z czerwonej cegły. Jeśli dobrze zrozumiałem tabliczkę informacyjną, to czynna dla odwiedzających jest cały rok. Kijek w rękę i można ruszać!








Wioska Tolkienowska






Brama "Kętrzyn"

Punkt obserwacyjny


Amfiteatr w tle


Laboratorium prochowe



Armaty!

Armaty!

Wejśćie


*I Fight Dragons - No One Likes Superman Anymore

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz